The Aggrolites – „Rugged Road” (Hellcat 2011) CD
W momencie, kiedy płyta ta ujrzała światło dzienne sporo się o niej naczytałem i o dziwo nie zawsze były to opinie pochlebne. Sporo recenzentów czy też ludzi na forach internetowych pisało, że jest zbyt miękka i lekka. Fakt, Aggrolites przyzwyczaili nas do pewnego brudu w swoim brzmieniu wszak nie na darmo określa się ich muzykę jako dirty reggae. W przypadku ich najnowszego krążka jest nieco inaczej. Płyta jest zdecydowanie łatwoprzyswajalna, lekko bujająca i pozbawiona tego charakterystycznego dla ich poprzednich produkcji nieczystego brzmienia. Jednak o dziwo dla mnie jest to krok w dobrą stronę. Już wyjaśniam dlaczego. Podstawowym plusem jest brak odniesień do funkowych brzmień, które mogliśmy usłyszeć na ich poprzednich produkcjach. Takie dźwięki znajdujemy jedynie w „The Aggro Band Plays On” więc szybko przeskakujemy ten kawałek. Skoro nie ma wspomnianego funku (ufff…) to dostajemy dla równowagi nieco rootsowych odniesień, ale jakoś w ogóle mi one nie przeszkadzają a wręcz przeciwnie sprawiają, że płyta bardziej buja. Nie wiem skąd te złe opinie na temat tego krążka, bo jeśli dla kogoś nie są hitami takie rzeczy jak „Eye of Obrabas”, „The Cut” czy „Complicated Girl” to ja już nic nie rozumiem, a i przy zdecydowanie regałowym „Enemy Dub” miło jest się pokiwać. Jak dla mnie najlepsza płyta Aggrolites. Aha dla tych, którzy nie chcą wydawać kasy w ciemno miła niespodzianka otóż zespół na swoim profilu youtube umieścił całą płytę do odsłuchu. HaCe
W momencie, kiedy płyta ta ujrzała światło dzienne sporo się o niej naczytałem i o dziwo nie zawsze były to opinie pochlebne. Sporo recenzentów czy też ludzi na forach internetowych pisało, że jest zbyt miękka i lekka. Fakt, Aggrolites przyzwyczaili nas do pewnego brudu w swoim brzmieniu wszak nie na darmo określa się ich muzykę jako dirty reggae. W przypadku ich najnowszego krążka jest nieco inaczej. Płyta jest zdecydowanie łatwoprzyswajalna, lekko bujająca i pozbawiona tego charakterystycznego dla ich poprzednich produkcji nieczystego brzmienia. Jednak o dziwo dla mnie jest to krok w dobrą stronę. Już wyjaśniam dlaczego. Podstawowym plusem jest brak odniesień do funkowych brzmień, które mogliśmy usłyszeć na ich poprzednich produkcjach. Takie dźwięki znajdujemy jedynie w „The Aggro Band Plays On” więc szybko przeskakujemy ten kawałek. Skoro nie ma wspomnianego funku (ufff…) to dostajemy dla równowagi nieco rootsowych odniesień, ale jakoś w ogóle mi one nie przeszkadzają a wręcz przeciwnie sprawiają, że płyta bardziej buja. Nie wiem skąd te złe opinie na temat tego krążka, bo jeśli dla kogoś nie są hitami takie rzeczy jak „Eye of Obrabas”, „The Cut” czy „Complicated Girl” to ja już nic nie rozumiem, a i przy zdecydowanie regałowym „Enemy Dub” miło jest się pokiwać. Jak dla mnie najlepsza płyta Aggrolites. Aha dla tych, którzy nie chcą wydawać kasy w ciemno miła niespodzianka otóż zespół na swoim profilu youtube umieścił całą płytę do odsłuchu. HaCe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz